Ważne rzeczy w cenie!

„Namibia- wrócę tam gdzie nic nie ma” - Relacja ze Study Tour 2013

Powrót do listy aktualności
Zobaczyć niezwykłe wydmy w Namibi jedno z marzeń, które udało się zrealizować i nie być zawiedzionym. Rzeczywistość może być piękniejsza niż marzenia. Mała grupka jedenastu osób ciekawych świata spotkała się na lotnisku we Frankfurcie oczekując na jedyny bezpośredni przelot z Europy do stolicy Windhoek liniami Air Namibia. Wszystko jeszcze przed nami, czy uda się zrealizować program, czy stworzymy zgraną grupę, czy spełnimy nasze oczekiwania. Dreszczyk emocji i startujemy z zaśnieżonego lotniska w stronę Afryki rozpalonej słońcem i za każdym razem zaskakującej czymś niezwykłym. Dziesięciogodzinny nocny lot szybko mija i o świcie lądujemy w stolicy zastanawiając się czy zgodnie ze statystyką czyjś bagaż nie doleci. Typowano mój z Krakowa, ponieważ miałam bardzo mało czasu na wszystkie przesiadki, a paradoksalnie nie doleciał bagaż z Gdańska, czyli loteria. Na szczęście dwoje przemiłych „wybrańców” szybko weryfikuje swoje potrzeby i spokojnie opuszczamy lotnisko. Czeka na nas kierowca Michael, z którym będziemy podróżować przez bezkresne przestrzenie Namibii. Pierwszy etap około 7 godzinny przejazd z Windhoek do Sossusvlei Lodge zlokalizowanego u wrót Namib Naukluft Park z najwyższymi na świecie wydmami z czerwonego piasku. Kierujemy się na południowy zachód w stronę pustyni Namib najstarszej na świecie, na początku asfaltowa drogą, a potem szutrowymi drogami wśród bezdroży i sawanny. W oddali z trójwymarowej przestrzeni wyłaniają się ciemne pasma górskie kontrastujące z kolorystyka traw i porostów, a my obserwujemy zmieniający się krajobraz. Docieramy na miejsce do Sossusvlei Lodge idealnie wkomponowany architektonicznie i kolorystycznie w otaczającą dzikość przyrody. W cieniu drzew można ochłodzić się w basenie, odpocząć przy lampce schłodzonego wina lub zimnego namibijskiego piwa. W klimatyzowanych domkach z sypialnią pod namiotem z niezapomnianym widokiem na oświetlony wieczorem wodopój i bezkresne rozgwieżdżone niebo z Krzyżem Południa. Po krótkim odpoczynku dodatkową atrakcją jest zachód słońca i kolacja z zaskakującym afrykańskim menue. Możemy spróbować grilowanych steków z mięsa różnorakich antylop, strusi, zebry i znakomitej wołowiny. Pozostaje tylko nocny odpoczynek w tym magicznym miejscu. Kolejny dzień to pobudka przed świtem, aby zdążyć na wschód słońca w dolinie Sossusvlei z wydmami o półkolistych, charakterystycznych kształtach we wszystkich odcieniach ochry. Z każdą chwilą morze wydm zmienia kolor potęgując niezwykłe wrażenia. Przesiadamy się do jeepów i walcząc z piachem wyruszamy w stronę wydmy , na którą będziemy się wspinać. Najwyższe wydmy to ponad 300 metrów wysokości do pokonania, ale warto gdyż dopiero wtedy zrozumiemy ogrom i bezkres piaszczystych wzniesień. Dochodzimy po ciepłym, jeszcze nie rozgrzanym piachu do białej Doliny Śmierci, niegdyś jeziora z zastygłymi szkieletami akacji i gniazdami ptaków. Niesamowity kontrast powykrzywianych w najdziwniejsze kształty drzew z bielą popękanej ziemi, błękitem nieba i złotem wydm. Po drodze tropimy Little Five, jaszczurki ,żmije, pająki ale piasek zaczyna być tak rozpalony iż chętnie wracamy oczarowani i rozpaleni słońcem. Mijamy coraz większe grupki antylop i tajemnicze kręgi, których powstanie pozostaje niewytłumaczone . Odpoczynek przy basenie, na tarasie lub krótka drzemkach w komfortowych domkach i kolejna kolacja pod rozgwieżdżonym niebem z widokiem na wodopój, aż szkoda iść spać, lepiej nasycić się afrykańską ciszą, malowniczą nocą, dźwiękami sawanny. Po dwóch nocach spędzonych w Sossusvlei Lodge po śniadaniu opuszczamy to sympatyczne miejsce, a przed nami bardzo długa podróż po szutrowych bezdrożach Namibii nad zimny Atlantyk do Swakopmund, kurortu w niemieckim, kolonialnym stylu z uroczymi kafejkami, restauracjami specjalizujących się w ostrygach. Podróż umila nam Caro Emerald swoim przebojem co staje się przerywnikiem w monotonii podróży coraz bardziej zgranej grupy. Zmieniający się krajobraz pozwala zrozumieć ogrom Namibii dwukrotnie większej niż Polska z 2 milionami mieszkańców. Zatrzymujemy się pod symbolicznym znakiem Tropic of Capricorn na pamiątkowe zdjęcie grupy i wyruszamy dalej w stronę księżycowego krajobrazu, gdzie dotykamy geologicznej historii Ziemi znakomicie przybliżonej przez naszego pilota. Niesamowite formacje skalne obrazują miliony lat formowania i wypiętrzania się kontynentów przypominając o krótkiej jak chwila naszej bytności na osi czasu. Przed nami relaks w Swakopmund Hotel w miejscowości przypominającej Sopot. Spacer po uroczym miasteczku i w końcu możliwość spotkania lokalnej ludności, zetknięcie się z etniczną egzotyką i wielobarwnością. Kolejny dzień to krótki przejazd do Walvisbay największego portu Namibii położonego nad Zatoką Wielorybią. Wejście do niewielkiej mariny zaskakuje nas spacerującymi pelikanami, co może dawać przedsmak tego co nas czeka. Wsiadamy na katamaran z naszym przewodnikiem Marco, który na wstępie zauroczył wszystkie panie. Wypływamy w około 3 godzinny rejs po krótkiej instrukcji bezpieczeństwa. Showman Marco pozwala nam karmić wskakujące na pokład foki, przylatujące pelikany, mewy i kormorany. Z aparatami fotograficznymi polujemy na wyskakujące z wody delfiny pilotujące nasz katamaran, aż dopływamy do latarni morskiej z kolonią fok. W drodze powrotnej miły lunch z ostrygami i lampką szampana wprowadza nas w jeszcze lepszy nastrój i odpoczywamy wsłuchani w szum oceanu i lekkiej bryzy morskiej. Kończymy naszą morską przygodę i wracamy na drugą noc do Swakopmund. W mniejszej grupie polecimy małą cesną, by z innej perspektywy zobaczyć ogrom pustyni, jeszcze raz nacieszyć się barwami wydm kontrastujących ze spienionymi falami oceanu. Ogłuszeni hałasem silników odbywamy półtoragodzinny lot tropiąc wraki statków wystające z piasku, kolonie fok, a przede wszystkim wydmy, wydmy, wydmy. Kolejne doświadczenie, moim żywiołem jest woda. Po śniadaniu jak zwykle sprawnie ruszamy w stronę stolicy Windhoek z żalem, że nasza podróż dobiega końca, ale z niezmienna ciekawością przyglądamy się zmieniającemu się krajobrazowi. Krótki przystanek to okazja kupienia pamiątek z Namibii, czy to etnicznej biżuterii czy też drewnianych rzeźb, które potem ozdobią nasze wspomnienia. Wkoło coraz wyższe góry i niespodziewanie ciemne niebo z błyskawicami i ulewnym deszczem, a jutro przed nami safari, na które czekamy z niecierpliwością. Przepięknie położone GocheGanas Luxury Lodge to 6000 hektarów rezerwatu przyrody i urokliwego Wellness Village z podgrzewanym basenem, spa i siłownią. Urokliwe domki pod afrykańską strzechą z wanną pod przeszklonym dachem, prysznicem na zewnątrz i tarasem z widokiem na wschód lub zachód słońca. Dla odważnych kąpiel w basenie na zewnątrz, a potem wspólna kolacja i nocne rozmowy, w końcu to ostatni wieczór pod afrykańskim niebem. Wczesna pobudka i zaskoczenie od samego rana jest bardzo ciepło, a wczorajszy deszcz ożywił tylko otaczającą zieleń. Rozpoczynamy bezkrwawe łowy, a otaczająca nas przyroda nie zawodzi. Zaczynamy od najpiękniejszego zwierzęcia czyli ulotnej, zwiewnej żyrafy. Antylopy kudu, Eland, Oryxy, springboki, zebry i niezgrabne niebieskie gnu, emocje rosną każdy chce mieć to najpiękniejsze zdjęcie. Na koniec rodzina białych nosorożców, majestatycznych zupełnie z innego świata. Jeszcze tylko strusie ,guźce mangusty i wiewiórki, polowanie dobiega końca. Poranna kawa i ciasto sprawia, że emocje opadają, czas na zdjęcie grupowe i powrót na śniadanie. Zbieramy kamienie skrzące się drobinami miki, wdychamy i zapamiętujemy zapach Afryki ,upał sprawia, że jesteśmy zmęczeni, a tu pakowanie i wyjazd do Windhoek na lotnisko. Jeszcze tylko odwiedziny w biurze Sens of Africa i zbliża się pora wylotu, a opiekę nad nami przejmuje Air Namibia. Szybka i sprawna odprawa w business class i rozpoczynamy komfortowy lot do Frankfurtu. Znużeni długim dniem szybko zasypiamy w wygodnych fotelach. Przesiadka we Frankfurcie i powrót do zimowej Polski z ciepłymi wspomnieniami. Ja jednego jestem pewna –wrócę tam gdzie nic nie ma. Dziękuję za wspólną radość podróżowania.